Posty

Wyświetlanie postów z 2011

Święta, święta i po świętach…

Tak długo się czeka na Święta i zawsze mijają za szybko. Tym razem był to czas o tyle wyjątkowy, że po raz pierwszy przeżywaliśmy go z Dzidzią... Jest coś niesamowitego w przeżywaniu Świąt w komplecie. Mam na myśli siebie, męża i naszą pociechę. Rok temu o tej porze głaskałam brzuch i martwiłam się, jak ja – przy moim niskim progu bólu – urodzę dziecko, marząc jednocześnie, żeby już je tulić do siebie. Teraz moja Dzidzia codziennie dostarcza mi tyle radości, że wydaje mi się, że moje serce nie pomieści całej tej miłości. A ono codziennie mieści jej coraz więcej. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!

Żeby nie było za różowo…

Tuż przed Świętami gruchnęła na mnie wiadomość: mam nadczynność tarczycy! Informacja o tyle dziwna, że do tej pory leczyłam się raczej z niedoczynności... Hmmm... Co gorsza okazało się, że na dwie podejrzewane przez endokrynologa choroby mam tę poważniejszą i wymagającą leczenia. Zaczęło się niewinnie - od puchnięcia nóg. Jak w ciąży. Machnęłam ręką, bo cóż to za nowość dla kobiety, która w ciąży niejedno już przeszła. Jednak po kilku dniach zdecydowałam się na wizytę u lekarza pierwszego kontaktu. Zlecił badania, po czym zrobił EKG i wysłał do szpitala. Każda matka mnie zrozumie, kiedy powiem, jakiego złapałam doła na myśl o spędzeniu choćby kilku dni z daleka od mojego maleństwa. Szczęście w nieszczęściu - nie chcieli mnie w szpitalu. To nie Leśna Góra, gdzie obchodzą się z człowiekiem jak z człowiekiem. Tu najpierw trzeba odsiedzieć swoje, zanim ktoś łaskawie cię przyjmie, a potem ponownie się czeka na wyniki badań. I wreszcie po 6 godzinach wypuszczają cię na wolność z zal

Opowieść wigilijna

Zbliża się Wigilia... Czas wyjątkowy. Rodzinny. Od kiedy pamiętam Wigilia miała specyficzny zapach: choinki, śniegu i gotowanych potraw na wieczerzę wigilijną. Tylko tego wieczoru karp tak naprawdę mi smakuje. I nawet życzenia mają swój niezwykły urok, gdy dzielimy się opłatkiem z najbliższymi. Niestety... Nadchodzi taki moment w życiu człowieka, kiedy staje się dorosły i zakłada rodzinę. No dobrze... nie jest to aż takie nieszczęście! Ale mało kto uświadamia sobie, że już nie będzie takich samych świąt, jakie pamięta z dzieciństwa i wczesnej młodości. Bo wychodząc za mąż / żeniąc się, wchodzimy do nowej rodziny i od tej pory trzeba dzielić czas między bliskich swoich i swej połówki. Dzisiaj naszła mnie refleksja związana ze spędzaniem Wigilii i Świąt u moich rodziców i u rodziców mojego męża. Różnica jest kolosalna i wynika z prostej przyczyny: podejścia do wiary. W domu rodzinnym bardzo religijnie podchodzimy do Świąt, przed wieczerzą wigilijną czytamy Pismo Święte i mod

Znajdź sobie hobby

A dzisiaj z innej beczki trochę. Tak mnie wzięło na refleksje nt. czasu minionego... Bo jak się zorientowaliście (przynajmniej ci, którzy tu zaglądają od jakiegoś czasu), wróciłam do pracy. I z jednej strony BARDZO brakuje mi Dzidzi, z drugiej mam poczucie, jakbym wróciła do świata żywych. Są takie chwile w życiu kobiety, kiedy musi zdecydować o tym powrocie. Bo mówiąc z perspektywy mamy po macierzyńskim, im dłużej się zwleka, tym powrót jest większą traumą. Nie tylko dla mamy, ale i dla dziecka. Nie jest łatwo po 5 ustawowych miesiącach. Ale po roku jest ZNACZNIE gorzej. Kobieta - szczególnie taka, która była aktywna intelektualnie i zawodowo - zamknięta w domu zaczyna po jakimś czasie wariować. Jaki to czas? To zależy od wielu czynników. Niemniej jednak taki moment następuje i co wtedy? Jeśli jej mąż/partner jest człowiekiem rozumnym i cierpliwym, przeczeka. Ewentualnie doradzi... Mam tu na myśli tytułowe: "Znajdź sobie jakieś hobby!" Jeśli nie jest taki mądry... C

Przeziębienie

Nastał trudny czas... Jest jesień i niestety nasza odporność jest wystawiona na nie lada próby. Ja właśnie zafundowałam sobie imponujący katar i główne wysiłki kieruję na NIEZARAŻENIE mojej Dzidzi. Jak na razie idzie mi całkiem nieźle. Ale odbywa się to kosztem naszych popołudniowych zabaw, buziaków i przytulania. To tak a propos separacji, o której pisałam poprzednio . Na czas mojej infekcji nie jestem w stanie zapewnić Dzidzi tyle czułości, co dawniej. Mam tylko nadzieję, że nie odbije się to na niej jakoś negatywnie. Na razie udaje nam się bawić na odległość. A katar - o dziwo! - szybko mija. Więc wkrótce wrócimy do wspólnego spędzania czasu. Ten mój katar skłonił mnie do ciekawej refleksji. Jakoś do tej pory nie zastanawiałam się, co będzie, jeśli ktoś z dorosłych będzie chory. Jak uchronić Dzidzię przed zarażeniem się wirusem grypy? Tak na marginesie... Nie pamiętam, żeby w moim dzieciństwie mama kiedykolwiek chorowała. Teraz się zastanawiam, czy miała takie żelazne zdro

Rozłąka z dzieckiem

I znów minął ponad tydzień od mojej ostatniej wizyty. Ale tak wiele się działo, że po prostu nie miałam siły pisać. Kiedy wracam z pracy, staram się nadgonić te 8 godzin nieobecności. A kiedy Dzidzia zasypia, ja również padam. W pracy mam młyn. Kompletnie brak taryfy ulgowej z powodu ponad półrocznej przerwie. Mój interes w tym, żeby nadgonić zaległości w jak najkrótszym czasie. W dodatku zbliża się dość ważne wydarzenie w projekcie, którym się zajmuję. Muszę naprawdę wejść na najwyższe obroty, żeby wszystko się udało. A Dzidzia? Jestem w tej komfortowej sytuacji, że mam babcię (tzn. teściową) w tym samym mieście, w którym mieszkam i pracuję. Od dawna już przyzwyczajałam Dzidzię do tego, że nie tylko mama się nią zajmuje. Wiadomo - chciałabym jak każda mama być jej całym światem. Ale staram się też być rozsądna, a rozsądek podpowiadał, że wkrótce nadejdzie moment przecięcia pępowiny i należało zrobić wszystko, żeby nie był on traumą dla naszego małego skarbeczka. Tak na m

Powrót do pracy

Nadeszła ta chwila, której się obawiałam - wróciłam do pracy. Wcale nie chciało mi się wchodzić z powrotem w tę codzienną machinę, w biurowe absurdy i stresy. Tak dobrze mi było w domu... Chociaż nie do końca, bo zaczynałam już odczuwać pewien dyskomfort spowodowany popadaniem w marazm intelektualny. Koniecznie potrzebowałam jakiejś pożywki dla umysłu - dlatego też założyłam bloga kilka tygodni temu. Nie twierdzę, że kobiety, które zostają w domu z dziećmi są głupie. Bynajmniej! Ale człowiek się rozleniwia, jeśli nie zmusza się do codziennego wysiłku intelektualnego. Cóż... ja się zmusiłam i całe szczęście, bo inaczej kiepsko bym przeżyła pierwsze dni w pracy. Myślę, że poświęcę temu tematowi więcej jak jeden post. Dzisiaj chciałam tylko podzielić się emocjami związanymi z powrotem. Zrobiło mi się naprawdę miło, kiedy witałam się z koleżankami i kolegami z pracy. Każdy wypytywał, jak moja Dzidzia się chowa. Naprawdę dało się wyczuć radość z tego, że widzą mnie po tak długiej

Alergiczne apogeum

No i teraz dopiero mamy zawrót głowy. Dzidzia zesypana, a my kompletnie nie wiemy, po czym... Oczywiście pierwszy podejrzany: gluten. Po dwóch dniach podawania kaszki manny pokazała się piękna wysypka. Grysik poszedł w odstawkę. Myślałam, że mamy już spokój. Uczulenie na gluten? Trudno, zdarza się. Da się z tym żyć. Ostawiliśmy i wysypka ładnie zeszła. Ale cóż to znowu? Po następnych dwóch dniach znów pięknie Dzidzia zesypana. Po czym? Przecież nie wprowadzaliśmy jej nic nowego. Tylko zupka jarzynowa, w której nie zmieniam składników ani proporcji. Zagadka... Póki co zastosowaliśmy rozwiązanie doraźne. Do środy Dzidzia jedzie na samym mleku. Odstawiamy wszystko inne, co mogłoby ją uczulić. Najważniejsze jest teraz zaszczepienie jej, a w takim razie nie może mieć żadnych wysypek. A po szczepieniu ustalimy z lekarzem jakiś racjonalny plan. Zadziwiające, jaki się człowiek przy dziecku robi ostrożny. Do tej pory żyłam w błogiej nieświadomości. Nie wiedziałam, co to niepokój o

Ekspozycja na gluten

Wczoraj wkroczyliśmy na niepewny teren - wprowadzenie glutenu. Z tygodniowym opóźnieniem, ale spowodowane to było alergią, o której ostatnio pisałam. Wyrazy uznania dla naszego pediatry za intuicję - wszystkie objawy minęły, więc diagnoza była trafna. Z glutenem wiąże się spore ryzyko. Szczególnie niebezpieczna może się okazać dość groźna choroba - celiakia. Nic więc dziwnego, że na forach dyskusyjnych wiele zaniepokojonych mam wymienia się wątpliwościami na ten temat. Tak się akurat zdarzyło, że to mój mąż został wysłany na ekspedycję, której celem było zdobycie kaszy manny. Zgodnie z sugestiami naszego pediatry nie skusiliśmy się na gotowe kaszki i mieszanki smakowe z glutenem. Potrzebowaliśmy produktu bazowego. Ale, jak wiadomo, mężczyźni mają fantazję. I mój mąż powrócił z kilkoma opakowaniami różnych produktów zbożowych dla dzieci. Normalnej kaszy manny w tych zakupach nie było :-)) Na szczęście szybko uzupełniliśmy te braki i powstał problem gotowania tej kaszy manny

Powrót do formy

Idzie zima. Z jednego powodu jestem bardzo zadowolona - znów mogę wyciągnąć swetry i ukryć to, czego nie udało mi się jeszcze zrzucić po porodzie. Szczerze mówiąc, trochę sobie pofolgowałam w ciąży. Przybrałam aż 20 kg! Jakoś się tym nie przejmowałam, bo zawsze byłam bardzo szczupła i nawet podobało mi się, że wreszcie przestałam przypominać wieszak. Co więcej, byłam bardziej niż pewna, że szybko wrócę do dawnej figury. A guzik! Minęło już pięć miesięcy, a ja wciąż ważę tyle, ile przy wypisie ze szpitala. Czyli +15 kg do wagi sprzed ciąży. Przeszkadza mi właściwie tylko brzuch. Wiem, jakie jest najlepsze lekarstwo na niego, tyle że nie udało mi się wygospodarować czasu na robienie brzuszków. Żeby ćwiczenia miały sens, powinnam zacząć rozgrzewką. Powinna trwać co najmniej 20 minut, bo dopiero wtedy zaczyna się spalać tkanka tłuszczowa. Następnie brzuszki - też trzeba ćwiczyć minimum 20 minut, żeby coś zaczęło się dziać. Potem minimum 5 minut ćwiczeń odprężających i koniecznie k

Alergia

"No i skończyło się rumakowanie"... Moja Dzidzia nabawiła się alergii pokarmowej. I teraz zaczynamy bujać się z eliminacją. Na pierwszy ogień poszło dzisiaj mleko. Od kilku godzin jestem "szczęśliwą" posiadaczką Bebilonu Pepti. Co więcej, mamy chwilowy zakaz podawania soków i owoców. Czyli jesteśmy na sztucznym mleku i na zupce jarzynowej. I w tym miejscu chciałam napisać kilka słów nt. karmienia dzieci butelką. Konkretnie chodzi mi o społeczne napiętnowanie matek niekarmiących piersią. Sporo się nasłuchałam i naczytałam o tym. Raz nawet usłyszałam opinię, że to decyzja matki czy chce mieć zdrowe dziecko, czy woli, żeby chorowało. Okropna, niesprawiedliwa ocena! Przecież nie zawsze jest to decyzja matki. Czasami po prostu nie ma tego pokarmu. I przejście na butelkę w takiej chwili okupione jest emocjonalnym cierpieniem. Więc może warto zastanowić się trochę zanim wypowie się słowa, które naprawdę dotkną taką mamę do żywego. Wkrótce skończą mi się też dostaw

Równouprawnienie w domu

No, minęło trochę czasu od mojej ostatniej wizyty. Na swoje usprawiedliwienie mam jedynie to, że moja Dzidzia zaniemogła. Konkretnie: przeziębiła się. I jakoś nie miałam głowy do pisania. Chyba każda mama mnie zrozumie. A właściwie każdy rodzic. Bo przecież nie możemy się upierać przy monopolu na miłość do dziecka. Tatusiowie potrafią być równie czuli i przejęci rolą rodzica. Osobiście jestem wielką entuzjastką równouprawnienia - ale takiego prawdziwego, dotyczącego także życia rodzinnego. No bo niech mi ktoś wyjaśni czym różni się wracająca z pracy mama od wracającego z pracy taty? I dlaczego ta pierwsza ma obowiązek ugotowania, i podania obiadu, posprzątania, zmywania, prania, prasowania itp., a tata jest usprawiedliwiony i może się relaksować na kanapie z pilotem w dłoni? Odpowiedź jest prosta: lata stereotypowego myślenia. Od maleńkiego jesteśmy przygotowywane do naszej roli matki, żony, pani domu. Na różowych półkach w sklepach znajdziemy mnóstwo lalek-bobasów z pełnym wy

O babciach

A dzisiaj chciałam napisać o babciach :-) Może dlatego, że wczoraj odwiedzili nas teściowie? Ale nie zamierzam narzekać na moją teściową. Będę nietypową synową, która nie oskarża matki swojego męża o całe zło istniejące na tym świecie... Zacznę może od tego, że właśnie od teściowej dostałam książkę pt. "Od noworodka do przedszkolaka. Rady dla rodziców" pod red. doc. dr hab. med. Marii Kamińskiej. Książkę tę wydano w 1979 r. i teściowa korzystała ponoć z tej publikacji.  Dlaczego mówię o tej książce? W końcu mnóstwo porad będzie nieco przestarzałych. Ani słowa o pieluszkach jednorazowych, słoiczkach, fotelikach samochodowych itp. A jednak... Znajduję tam wiele pożytecznych porad. I dzisiaj chciałam zacytować tę, która sprawiła, że książka spodobała mi się już na starcie. Posłuchajcie: "Osobnym problemem jest właściwy układ stosunków z babcią (dziadkami), która w chwili pojawienia się wnuczka często przeżywa swoje powtórne macierzyństwo. Zarówno oddanie je

Tym razem o sobie…

Długo mnie nie było. Miałam odezwać się w zeszły czwartek, a tu już mamy wtorek. Kiedy ten czas minął? W ostatnich dniach kompletnie nie miałam czasu dla siebie, a co dopiero na pisanie... Ale może i dobrze się stało, bo to dobry wstęp do dzisiejszego tematu. Dzisiaj bowiem chciałam napisać o sobie. O byciu mamą. Od czterech miesięcy nie mam za bardzo czasu (przyznam szczerze, że ochoty również), żeby myśleć o sobie. Sama siebie potraktowałam przedmiotowo, całkowicie podporządkowując się potrzebom dziecka. Czy jestem w tym osamotniona? Nie sądzę... Nie mam zamiaru napisać, że nam, kobietom, coś odbija po urodzeniu dziecka. Myślę, że jestem na tyle świadoma samej siebie, że w miarę racjonalnie podchodzę do tego wulkanu hormonalno-emocjonalnego, z którym mam do czynienia ostatnio. Dla mnie to fenomen macierzyństwa: tak doskonały jest ten mechanizm dbania o swoje potomstwo. Najpierw dziecko, potem ja. I dzieje się to zupełnie naturalnie. Z tym, że nie wolno - powtórzę: NIE WOLNO!

Rozszerzanie diety – wątpliwości

Coś czuję, że będę zaglądać rzadziej. Rozszerzanie diety mojej Dzidzi ma urocze następstwa. Fizjologiczne. Normalna sprawa, każdemu rodzicowi nieobca. I w pierwszym odruchu chciałam poświęcić temu dzisiejszy post, ale któż chciałby czytać o kupkach? :-) No właśnie... Więc pogadajmy o czymś innym. Jak wspomniałam dwa dni temu, chwilowo zmuszeni jesteśmy do korzystania ze słoiczków. Już prowadzę pertraktacje ws. jabłek z zaprzyjaźnionego sadu. Kto wie, może mi się poszczęści też z marchewką i ziemniaczkami? Prawdziwa polka zacznie się przy mięsie, ale na to mam jeszcze miesiąc czasu. Teraz zaczęłam się zastanawiać nad wprowadzaniem nowych smaków. I utknęłam. Bo jakoś nie byłam w stanie doczytać się na żadnym z zaprzyjaźnionych portali, czy nowe smaki też wprowadzamy stopniowo, czy mogę dziecku od razu zapodać cały słoiczek np. brokułów? Muszę przyznać, że odwaliłam kawał roboty rozpoznawczej. W końcu doszłam do logicznego wniosku, że przyzwyczajanie ILOŚCIOWE do stałego pok

Rozszerzanie diety

Przychodzi taki dzień w życiu dziecka, kiedy odkrywa, że nie samym mlekiem żyje człowiek. To ważne wydarzenie w życiu całej rodziny, na które należy się odpowiednio przygotować. Nie wszystko można przewidzieć. Choćby tego, że maluszek może wypiąć się na dziwne zachcianki rodziców i po prostu odmówić współpracy. Albo zażyczyć sobie od razu całej - niedozwolonej na starcie! - porcji warzywka. A jednak spróbowaliśmy wyposażyć się w niezbędną wiedzę, żeby zminimalizować zagrożenia występujące w procesie włączania nowych smaków do diety. Dzidzia dostała do zabawy łyżeczkę kilka dni wcześniej. Od razu zaznaczę, że ja trzymałam łyżeczkę z drugiej strony - takimi przedmiotami nie bawimy się samodzielnie, bo wyobraźnia ludzka (szczególnie dziecięca) nie zna granic. A że Dzidzia jest na etapie ząbkowania i wszystko pcha do buzi, nie było problemu z nową zabawką. Po kilku przymiarkach do łyżeczki można było spróbować karmienia. Nie wiem, czy miało to wpływ na rezultaty, ale odnieśliśmy s

Na start!

Nie jestem oryginalna, stając się autorką bloga poświęconego własnemu dziecku i macierzyństwu w ogóle. To naturalne, że taki mały człowiek staje się centrum wszechświata dla obojga rodziców. Wszystko kręci się wokół tej cudownej istotki. Jej potrzeby stawiamy na pierwszym miejscu, często zapominając o sobie. Jak przystało na nowoczesną mamę, stałam się regularną czytelniczką wielu stron poświęconych pielęgnacji niemowlęcia. Przeczytałam też kilka poradników, które wciśnięto mi w dłoń w szpitalu. O stu milionach doświadczonych matek z najbliższej rodziny, które zasypują mnie radami, nie wspomnę! Ale nie dajmy się zwariować. Poczytać można, posłuchać można... Naukę dla siebie wyciągnę, to pewne. Jednak dziecko wychowam - o, przepraszam! wychowaMY z mężem - po swojemu. Bogatsi oczywiście o rady, którymi nas obdarzono. I chyba temu chcę poświęcić tego bloga. Wychowaniu dziecka i radom - często sprzecznym - którymi bombarduje nas otaczający świat. Mam nadzieję, że uda mi się wywoła