Tym razem o sobie…

Długo mnie nie było. Miałam odezwać się w zeszły czwartek, a tu już mamy wtorek. Kiedy ten czas minął? W ostatnich dniach kompletnie nie miałam czasu dla siebie, a co dopiero na pisanie... Ale może i dobrze się stało, bo to dobry wstęp do dzisiejszego tematu.

Dzisiaj bowiem chciałam napisać o sobie. O byciu mamą.

Od czterech miesięcy nie mam za bardzo czasu (przyznam szczerze, że ochoty również), żeby myśleć o sobie. Sama siebie potraktowałam przedmiotowo, całkowicie podporządkowując się potrzebom dziecka. Czy jestem w tym osamotniona? Nie sądzę... Nie mam zamiaru napisać, że nam, kobietom, coś odbija po urodzeniu dziecka. Myślę, że jestem na tyle świadoma samej siebie, że w miarę racjonalnie podchodzę do tego wulkanu hormonalno-emocjonalnego, z którym mam do czynienia ostatnio. Dla mnie to fenomen macierzyństwa: tak doskonały jest ten mechanizm dbania o swoje potomstwo. Najpierw dziecko, potem ja. I dzieje się to zupełnie naturalnie. Z tym, że nie wolno - powtórzę: NIE WOLNO! - zapominać o sobie.

Tylko jak nie zapomnieć o sobie, kiedy przy dziecku nie ma się za bardzo czasu na cokolwiek... Nauczyłam się wykonywać wszystkie czynności z szybkością supermena. Sprzątanie, gotowanie, pranie, prasowanie, zmywanie... Lista obowiązków jest długa. A do tego opieka nad dzieckiem na okrągło. Czasami czuję się jak królik w reklamach pewnych baterii :-))

No i właśnie od czterech miesięcy uczę się na nowo organizować sobie czas. Ukradkiem czytam książki, kiedy Dzidzia śpi, sprzątam jak huragan, kiedy nie śpi, ale bawi się sama... Zadziwia mnie, jak ona wyczuwa, kiedy potrzebuję pilnie się czymś zająć. Wtedy nie ma siły, ona potrzebuje mamy. Nieodwołalnie i natychmiast. Nie wiem, skąd jej się to bierze. Taki radar na mamę :-)

Ha! I znów zaczęłam pisać o moim Maleństwie. Zamiast o sobie. Czy to nie dowód na to, co usiłuję opisać?

Ale tak na serio... Niezbędne dla szczęścia dziecka jest szczęśliwa mama. I do każdej z nas należy odpowiedź na pytanie, co nas uszczęśliwia - oprócz dziecka, oczywiście. Bo w macierzyństwie bardzo łatwo się jest zatracić. Tylko potem pojawia się problem, bo dziecko rośnie i samo odcina pępowinę. I niektóre mamy nie radzą sobie z tym procesem. Czasami celebrowanie macierzyństwa może prowadzić do tego, że pępowina staje się gruba i stalowa. I również dziecko nie radzi sobie bez mamy. Jak pogodzić to wszystko? Myślę, że odrobina zdrowego rozsądku jest tu niezbędna. I mam nadzieję, że takową posiadam.

Pozostaje jeszcze wątek tatusiów... Ale to może następnym razem. Bo właśnie mój priorytet zaczął mnie BARDZO potrzebować :-))

Pozdrawiam wszystkich, którzy tu zaglądają!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szkoła w czasach pandemii

Nauka w domu

Praca z domu - fakty i mity