Rozszerzanie diety

Przychodzi taki dzień w życiu dziecka, kiedy odkrywa, że nie samym mlekiem żyje człowiek. To ważne wydarzenie w życiu całej rodziny, na które należy się odpowiednio przygotować. Nie wszystko można przewidzieć. Choćby tego, że maluszek może wypiąć się na dziwne zachcianki rodziców i po prostu odmówić współpracy. Albo zażyczyć sobie od razu całej - niedozwolonej na starcie! - porcji warzywka.

A jednak spróbowaliśmy wyposażyć się w niezbędną wiedzę, żeby zminimalizować zagrożenia występujące w procesie włączania nowych smaków do diety.

Dzidzia dostała do zabawy łyżeczkę kilka dni wcześniej. Od razu zaznaczę, że ja trzymałam łyżeczkę z drugiej strony - takimi przedmiotami nie bawimy się samodzielnie, bo wyobraźnia ludzka (szczególnie dziecięca) nie zna granic. A że Dzidzia jest na etapie ząbkowania i wszystko pcha do buzi, nie było problemu z nową zabawką. Po kilku przymiarkach do łyżeczki można było spróbować karmienia. Nie wiem, czy miało to wpływ na rezultaty, ale odnieśliśmy sukces. Dzidzia praktycznie od razu załapała, o co chodzi.

Drugim istotnym punktem był wybór między własnoręcznym przygotowywaniem posiłków a słynnymi słoiczkami. No i mieliśmy niezły dylemat, bo nie mamy zaufanego dostawcy warzyw i owoców, który by nam zapewnił ekologiczne, niepryskane produkty. A ponoć takie mają trafiać do maluszkowego żołądka. Z kolei producenci żywności dla niemowląt są obwarowani takimi przepisami, że zawartość słoiczka spełnia się te wymagania. Postanowiliśmy zatem zacząć od słoiczków i na spokojnie szukać dostawcy ekologicznej żywności... :-)

Czytam różne fora poświęcone żywieniu i szczerze mówiąc, miałam poważne obawy przed pierwszą porcją marchewki - bo od marchewki zaczęłyśmy przygodę z warzywami. Niektóre mamy przechodzą naprawdę gehennę, bo dziecko nie chce jeść papki warzywnej czy owocowej. Może się też zdarzyć, że tak zasmakuje w nowości, że wyrywa się do jedzenia, choć nie wolno dać na początku więcej niż 1-2 łyżeczki takiej papki. Przynajmniej tak twierdzi nasz pediatra. I raczej wie, co mówi. W końcu chyba zna się na dzieciach... :-)

Miałam to szczęście, że moja Dzidzia zainteresowała się łyżeczką niemal od pierwszego wejrzenia. Bardzo jej się spodobała nowa metoda dostarczania pożywienia. I właściwie tylko z pierwszą partią nie wiedziała do końca co zrobić, bo za drugim kursem łyżeczki do buzi Dzidzia miała prawidłowe, dorosłe odruchy. Cud normalnie!

Teraz zacznie się kombinowanie ze smakami. Dzidzia zna już marchewkę i właśnie dzisiaj zaprzyjaźniła się z jabłuszkiem. Co następne? Jeszcze nie wiem. Na razie mamy mnóstwo zabawy z nową formą karmienia. To niesamowite, jak dziecko uczy się tego, co dla nas - dorosłych - wydaje się zupełnie naturalne. I dobrze mi z tym, że proces poznawczy mojej córki jest frajdą także dla mnie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szkoła w czasach pandemii

Nauka w domu

Praca z domu - fakty i mity