Równouprawnienie w domu

No, minęło trochę czasu od mojej ostatniej wizyty. Na swoje usprawiedliwienie mam jedynie to, że moja Dzidzia zaniemogła. Konkretnie: przeziębiła się. I jakoś nie miałam głowy do pisania. Chyba każda mama mnie zrozumie. A właściwie każdy rodzic. Bo przecież nie możemy się upierać przy monopolu na miłość do dziecka. Tatusiowie potrafią być równie czuli i przejęci rolą rodzica.

Osobiście jestem wielką entuzjastką równouprawnienia - ale takiego prawdziwego, dotyczącego także życia rodzinnego. No bo niech mi ktoś wyjaśni czym różni się wracająca z pracy mama od wracającego z pracy taty? I dlaczego ta pierwsza ma obowiązek ugotowania, i podania obiadu, posprzątania, zmywania, prania, prasowania itp., a tata jest usprawiedliwiony i może się relaksować na kanapie z pilotem w dłoni? Odpowiedź jest prosta: lata stereotypowego myślenia.

Od maleńkiego jesteśmy przygotowywane do naszej roli matki, żony, pani domu. Na różowych półkach w sklepach znajdziemy mnóstwo lalek-bobasów z pełnym wyposażeniem w wózki, butelki, pieluszki etc., co więcej - można kupić pralki, kuchenki, żelazka i nawet maszyny do szycia. Wszystko pięknie zapakowane i podane jak na tacy.

Same jesteśmy sobie winne. Każda z nas chce być taką superwoman, która ze wszystkim da sobie radę. Polecam dwa filmy "poglądowe": "Uśmiech Mony Lizy" (reż. Mike Newell, 2003) i "Żony ze Stepford" (reż. Frank Oz, 2004). Oba pięknie pokazują ten nasz stereotyp kobiety doskonałej. Choć oczywiście ten drugi traktuje go w sposób prześmiewczy, zaś pierwszy daje do myślenia. Moja ulubiona kwestia z "Uśmiechu...": "Spójrz na nią, mamo. Uśmiecha się. Ale czy jest szczęśliwa?" Innymi słowy: nieważne, co czujesz, ważne, co pomyślą ludzie...

I chociaż oba filmy wydają się odbiegać od naszej rzeczywistości, odnajduję w nich nieco gorzkiej prawdy. Czy któraś z nas zastanawiała się kiedykolwiek, co się stanie, jeśli podzieli się obowiązkami domowymi z mężem/partnerem? Ile z nas pomyśli, że to przyznanie się do porażki. Bo przecież INNE kobiety dają radę SAMODZIELNIE zająć się wszystkim. Skoro ja nie mogę, coś jest ze mną nie tak... A NIEPRAWDA! Dzielmy się obowiązkami i nie róbmy z siebie męczennic. Faceci nie lubią zmęczonych życiem, zgorzkniałych bab. A nietrudno taką się stać, jeśli pewnego dnia uświadomimy sobie, jakie ambicje życiowe pozwoliłyśmy w sobie zabić dla poczucia spełnionego obowiązku pani domu.

Nie zrozumcie mnie źle. Bycie panią domu naprawdę nie jest złe i nie mam nic przeciwko. Osobiście znam kobiety, które czują się spełnione właśnie dzięki zajmowaniu się domem i dziećmi. Mnie samą obowiązki domowe raczej bawią niż nużą. Ale nie zabraniam mężowi wstępu do kuchni, jeśli tylko mamy ochotę np. na spaghetti, które robi lepiej ode mnie. I nie wstydzę się tego, że są potrawy, które przyrządza lepiej ode mnie...

Czy to oznaka słabości? Wolę traktować to raczej jako oznakę postępu... :-)

Komentarze

  1. grazynka630@onet.pl25 października 2011 10:16

    Witaj!jestem z rewizytą u Ciebie."Czepnę " się podtytułu ale nie złośliwie, bo tej cechy raczej we mnie nie ma , a przynajmniej walczę z nią.Czy jest doskonała miłość?Moje zdanie jest takie, że na ziemi nie ma nic doskonałego.My tylko zmierzamy do doskonałości.Pozdrawiam- wrócę tutaj.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam!Nie odbieram "czepliwości" w sposób negatywny. Wychodzę z założenia, że krytykę - szczególnie konstruktywną - trzeba wykorzystać dla udoskonalania samego siebie. Co do podtytułu... Uważam, że miłość macierzyńska właśnie taka jest. Doskonała. Wolna od egoizmu. I z każdym dniem jest jej więcej w mym sercu.A do odwiedzin serdecznie zapraszam!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Szkoła w czasach pandemii

Nauka w domu

Praca z domu - fakty i mity