Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2012

Refleksje po-delegacyjne

Zostałam przywołana do porządku przez Angelinę i grzecznie stawiam się przy tablicy. Obiecałam się poprawić i znów codzienne życie wciągnęło mnie w swoje odmęty. Marnym wytłumaczeniem jest delegacja zagraniczna, która wiązała się z mnóstwem przygotowań zarówno w pracy jak i w domu. Znów biję się w piersi i mam nadzieję, że po raz ostatni zostawiłam bloga na tak długo. Przy okazji delegacji (nie było mnie raptem trzy dni... ale zawsze to rewolucja dla maluszka) muszę stwierdzić, że jeden z moich pomysłów wychowawczych przyniósł wspaniałe efekty. Od samego początku starałam się dzielić Dzidzią z innymi bliskimi. To nie jest takie proste, bo my, mamy, chcemy być dla naszego dziecka całym światem i nie dopuszczamy innych do niego. Myślę, że to błąd. Bo całym światem naszego dziecka i tak jesteśmy. A dziecku wychodzi na dobre, jeśli pobędzie na rękach u taty, babci czy dziadka. Moja córka jest teraz takim trochę "sprzedajnym piwem", bo lubi przemieszczać się z jednych rąk na

Mocne postanowienie poprawy

Mea culpa - powinnam wyznać. Prawie podjęłam decyzję o zamknięciu tego bloga, bo rozczarowałam samą siebie własną niedoskonałością. Miałam być światełkiem w tunelu i wybierać najlepsze ze stu tysięcy zasypujących nas każdego dnia dobrych rad na temat tego, jak właściwie wychować dziecko. Tymczasem wyszło, jak wyszło. Zamiast pisać przewodnik dla mam (i tatusiów), dałam się wciągnąć w wir codzienności. Po szybkim rachunku sumienia, podjęłam mocne postanowienie poprawy. Wracam do pracy nad blogiem, bo zebrałam już trochę różnych doświadczeń, poszerzyłam horyzonty, no i mam trochę starsze już dziecko niż rok temu :-) Mamy z mężem jakiś pomysł na wychowanie naszej pociechy i przez ostatni rok konsekwentnie go realizowaliśmy. Wychodzi na to, że pewne rozwiązania przyniosły bardzo dobre efekty i bardzo nas to cieszy. Zdaję sobie sprawę z tego, że każde dziecko jest inne, każde jest indywidualnym przypadkiem. Dlatego też nie będę opisywać naszych metod jako prawdy objawionej, bo nie

Wymuszenia

Ostatnio coś nie mogę znaleźć czasu na pisanie... Młoda jest coraz bardziej mobilna i nie daje chwili wytchnienia. Teraz udało się ją wreszcie namówić na drzemkę, więc skorzystam z okazji i coś napiszę. Chciałam się dzisiaj podzielić swoją obserwacją na temat kolejnego etapu rozwoju małego dziecka. Mam na myśli badanie przez małego człowieczka, gdzie są granice dopuszczalności. Wszelkiej. Oboje z mężem bardzo się pilnujemy, żeby konsekwentnie czegoś zakazywać lub konsekwentnie na coś pozwalać. Co nie zmienia faktu, że dziadkowie czasami mają odmienne zdanie. I pozwalają na rzeczy wyraźnie zakazane: pilot tv, telefon komórkowy i klucze. Nie wiem... Czy ja mówię niewyraźnie? Widziałam w akcji dzieci, które unicestwiały te przedmioty w mgnieniu oka (wystarczy wyrzucić z drugiego piętra albo wrzucić do toalety... naprawdę 10 sekund roboty...) i uświadamiałam, uprzedzałam, prosiłam. Na nic. Ja się nie znam. I już naprawdę byłoby mi wszystko jedno, bo to nie mój pilot, nie moje komó