Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2011

O babciach

A dzisiaj chciałam napisać o babciach :-) Może dlatego, że wczoraj odwiedzili nas teściowie? Ale nie zamierzam narzekać na moją teściową. Będę nietypową synową, która nie oskarża matki swojego męża o całe zło istniejące na tym świecie... Zacznę może od tego, że właśnie od teściowej dostałam książkę pt. "Od noworodka do przedszkolaka. Rady dla rodziców" pod red. doc. dr hab. med. Marii Kamińskiej. Książkę tę wydano w 1979 r. i teściowa korzystała ponoć z tej publikacji.  Dlaczego mówię o tej książce? W końcu mnóstwo porad będzie nieco przestarzałych. Ani słowa o pieluszkach jednorazowych, słoiczkach, fotelikach samochodowych itp. A jednak... Znajduję tam wiele pożytecznych porad. I dzisiaj chciałam zacytować tę, która sprawiła, że książka spodobała mi się już na starcie. Posłuchajcie: "Osobnym problemem jest właściwy układ stosunków z babcią (dziadkami), która w chwili pojawienia się wnuczka często przeżywa swoje powtórne macierzyństwo. Zarówno oddanie je

Tym razem o sobie…

Długo mnie nie było. Miałam odezwać się w zeszły czwartek, a tu już mamy wtorek. Kiedy ten czas minął? W ostatnich dniach kompletnie nie miałam czasu dla siebie, a co dopiero na pisanie... Ale może i dobrze się stało, bo to dobry wstęp do dzisiejszego tematu. Dzisiaj bowiem chciałam napisać o sobie. O byciu mamą. Od czterech miesięcy nie mam za bardzo czasu (przyznam szczerze, że ochoty również), żeby myśleć o sobie. Sama siebie potraktowałam przedmiotowo, całkowicie podporządkowując się potrzebom dziecka. Czy jestem w tym osamotniona? Nie sądzę... Nie mam zamiaru napisać, że nam, kobietom, coś odbija po urodzeniu dziecka. Myślę, że jestem na tyle świadoma samej siebie, że w miarę racjonalnie podchodzę do tego wulkanu hormonalno-emocjonalnego, z którym mam do czynienia ostatnio. Dla mnie to fenomen macierzyństwa: tak doskonały jest ten mechanizm dbania o swoje potomstwo. Najpierw dziecko, potem ja. I dzieje się to zupełnie naturalnie. Z tym, że nie wolno - powtórzę: NIE WOLNO!

Rozszerzanie diety – wątpliwości

Coś czuję, że będę zaglądać rzadziej. Rozszerzanie diety mojej Dzidzi ma urocze następstwa. Fizjologiczne. Normalna sprawa, każdemu rodzicowi nieobca. I w pierwszym odruchu chciałam poświęcić temu dzisiejszy post, ale któż chciałby czytać o kupkach? :-) No właśnie... Więc pogadajmy o czymś innym. Jak wspomniałam dwa dni temu, chwilowo zmuszeni jesteśmy do korzystania ze słoiczków. Już prowadzę pertraktacje ws. jabłek z zaprzyjaźnionego sadu. Kto wie, może mi się poszczęści też z marchewką i ziemniaczkami? Prawdziwa polka zacznie się przy mięsie, ale na to mam jeszcze miesiąc czasu. Teraz zaczęłam się zastanawiać nad wprowadzaniem nowych smaków. I utknęłam. Bo jakoś nie byłam w stanie doczytać się na żadnym z zaprzyjaźnionych portali, czy nowe smaki też wprowadzamy stopniowo, czy mogę dziecku od razu zapodać cały słoiczek np. brokułów? Muszę przyznać, że odwaliłam kawał roboty rozpoznawczej. W końcu doszłam do logicznego wniosku, że przyzwyczajanie ILOŚCIOWE do stałego pok

Rozszerzanie diety

Przychodzi taki dzień w życiu dziecka, kiedy odkrywa, że nie samym mlekiem żyje człowiek. To ważne wydarzenie w życiu całej rodziny, na które należy się odpowiednio przygotować. Nie wszystko można przewidzieć. Choćby tego, że maluszek może wypiąć się na dziwne zachcianki rodziców i po prostu odmówić współpracy. Albo zażyczyć sobie od razu całej - niedozwolonej na starcie! - porcji warzywka. A jednak spróbowaliśmy wyposażyć się w niezbędną wiedzę, żeby zminimalizować zagrożenia występujące w procesie włączania nowych smaków do diety. Dzidzia dostała do zabawy łyżeczkę kilka dni wcześniej. Od razu zaznaczę, że ja trzymałam łyżeczkę z drugiej strony - takimi przedmiotami nie bawimy się samodzielnie, bo wyobraźnia ludzka (szczególnie dziecięca) nie zna granic. A że Dzidzia jest na etapie ząbkowania i wszystko pcha do buzi, nie było problemu z nową zabawką. Po kilku przymiarkach do łyżeczki można było spróbować karmienia. Nie wiem, czy miało to wpływ na rezultaty, ale odnieśliśmy s

Na start!

Nie jestem oryginalna, stając się autorką bloga poświęconego własnemu dziecku i macierzyństwu w ogóle. To naturalne, że taki mały człowiek staje się centrum wszechświata dla obojga rodziców. Wszystko kręci się wokół tej cudownej istotki. Jej potrzeby stawiamy na pierwszym miejscu, często zapominając o sobie. Jak przystało na nowoczesną mamę, stałam się regularną czytelniczką wielu stron poświęconych pielęgnacji niemowlęcia. Przeczytałam też kilka poradników, które wciśnięto mi w dłoń w szpitalu. O stu milionach doświadczonych matek z najbliższej rodziny, które zasypują mnie radami, nie wspomnę! Ale nie dajmy się zwariować. Poczytać można, posłuchać można... Naukę dla siebie wyciągnę, to pewne. Jednak dziecko wychowam - o, przepraszam! wychowaMY z mężem - po swojemu. Bogatsi oczywiście o rady, którymi nas obdarzono. I chyba temu chcę poświęcić tego bloga. Wychowaniu dziecka i radom - często sprzecznym - którymi bombarduje nas otaczający świat. Mam nadzieję, że uda mi się wywoła