Opowieść wigilijna

Zbliża się Wigilia... Czas wyjątkowy. Rodzinny.

Od kiedy pamiętam Wigilia miała specyficzny zapach: choinki, śniegu i gotowanych potraw na wieczerzę wigilijną. Tylko tego wieczoru karp tak naprawdę mi smakuje. I nawet życzenia mają swój niezwykły urok, gdy dzielimy się opłatkiem z najbliższymi.

Niestety... Nadchodzi taki moment w życiu człowieka, kiedy staje się dorosły i zakłada rodzinę. No dobrze... nie jest to aż takie nieszczęście! Ale mało kto uświadamia sobie, że już nie będzie takich samych świąt, jakie pamięta z dzieciństwa i wczesnej młodości. Bo wychodząc za mąż / żeniąc się, wchodzimy do nowej rodziny i od tej pory trzeba dzielić czas między bliskich swoich i swej połówki.

Dzisiaj naszła mnie refleksja związana ze spędzaniem Wigilii i Świąt u moich rodziców i u rodziców mojego męża. Różnica jest kolosalna i wynika z prostej przyczyny: podejścia do wiary. W domu rodzinnym bardzo religijnie podchodzimy do Świąt, przed wieczerzą wigilijną czytamy Pismo Święte i modlimy się za zmarłych z naszej rodziny. Po kolacji kolędujemy póki nam się lista kolęd nie skończy. U moich teściów kolacja wigilijna jest bardzo świecka. Nie ma czytania ani modlitwy. Nie kolędujemy. Taka Wigilia dla mnie to nie Wigilia...

Dlatego więc dwa lata temu postanowiłam urządzić kolację wigilijną u siebie. Szczerze mówiąc, było to niesamowite wyzwanie! Tym bardziej, że w rodzinnym domu w kuchni panuje moja mama i nie dopuszcza nas tak łatwo do swoich kulinarnych tajemnic. Tym razem jednak zostałam szczegółowo poinstruowana i zaopatrzona w tajemne przepisy. 

Przejęta swoją rolą idealnej pani domu zainstalowałam się w kuchni na cały dzień. Szybko jednak okazało się, że przepisy mojej mamy wymagają dodatkowej konsultacji. Gorąca linia. I nie tylko dlatego, że pilnie potrzebowałam pomocy mojej mamy. Gorąco mi się robi do dziś na wspomnienie kwoty, którą musiałam wtedy zapłacić za rachunek telefoniczny. Pierwszy raz w życiu chyba w pełni wykorzystałam niemal wszystkie funkcje telefonu – z głośnikiem na czele. Ale było warto! Kolacja okazała się sukcesem, teściowie byli bardzo zadowoleni i myślę, że udało mi się zapoczątkować nową tradycję w mojej nowej rodzinie.

Komentarze

  1. właśnie, konfrontacja dwóch tradycji i w ogóle przyzwyczajeń wyniesionych z domu jest trudna, tym bardziej, że każdy chciałby iść na najmniejszy kompromis. Ale urządzanie własnych świąt! To musi być naprawdę wielkie wyzwanie....!oda.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyzwanie było ogromne. Ale przyznam szczerze, że satysfakcja z sukcesu była jeszcze większa :-) Wesołych Świąt! P.S. Odwiedzę Twojego bloga i oczywiście zapraszam do siebie :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Szkoła w czasach pandemii

Nauka w domu

Praca z domu - fakty i mity