O zachowaniu się przy stole

Trudne chwile przeżywa matka, która nie ma już wyłącznego wpływu na wychowanie swojego dziecka. Myślę, że nie jestem odosobniona w tym poczuciu. A zaraz przytoczę przykład tego, jak separacja matki i dziecka może się odbić na dotychczasowych relacjach.

Poruszę temat jedzenia. A raczej karmienia. Na inne tematy też przyjdzie jeszcze czas, jak sądzę... Bo mam trochę przemyśleń.

Ostatnie kilka tygodni zajęło mi małe śledztwo pt. dlaczego moje dziecko nie chce jeść. Dodam, że nie chce jeść zupek, które wcześniej uwielbiało. Pluje dalej jak widzi i nic nie działa: ani prośba, ani groźba. Nic. Kompletnie. Za to u babci, u której spędza przedpołudnia od poniedziałku do piątku, zawsze zjada cały obiadek. Gdzie haczyk?

Hmmm... Nie było to proste. Musiałam uciec się do małego podstępu i wreszcie po wielu zabiegach dyplomatycznych uzyskałam upragnioną wiedzę. Dziadkowie wpadli bowiem na genialny pomysł, żeby zrobić z obiadu coś w rodzaju spektaklu. Odbywa się to mniej więcej tak, że Dzidzia jest uroczyście sadzana, obkładana śliniaczkami i pieluchami tetrowymi, dziadek załącza ulubioną płytę Dzidzi z ulubioną piosenką, a babcia zaczyna karmić zachwycone maleństwo. Nic więc dziwnego, że mama karmiąca w zwykłym krzesełku, bez muzyki, bez przedstawienia nie jest taka atrakcyjna. I dziecko tak długo pluje zupką, aż dostanie butlę, bo zanosi się płaczem z głodu.

Dlaczego mnie to zdenerwowało? Nawet nie chodzi o tę "tajemnicę" sukcesu babci. Chociaż dodam na marginesie, że moim zdaniem powinnam o takim "udoskonaleniu" wiedzieć. Chodzi mi o to, że jak wracałam do pracy i ustalaliśmy zasady opieki nad Dzidzią, specjalnie podkreślałam, że nie potrzebuje ona dodatkowych zachęt do jedzenia. Bo jadła przepięknie. Otwierała buźkę i czasami człowiek nawet nie nadążał z nakładaniem jedzenia. Tymczasem babcia z dziadkiem wprowadzali coraz to nowe atrakcje: a to wiatraczek włączyli, a to telewizor, a to dziadek zabawiał śmiesznymi minami za plecami babci... Aż wreszcie doszli do całego przedstawienia. I moje pięknie jedzące dziecko wymaga teraz tych wszystkich zabiegów, bo jedzenie samo w sobie jest nudne.

Jak wiele można wybaczyć dziadkom? Jak daleko mogą się posunąć w rozpieszczaniu wnuka? Czy jeśli podejmują się opieki nad wnukiem, nie powinny ich obowiązywać zasady wychowawcze? Czy takie zachowanie to po prostu beztroska, czy już brak szacunku dla rodziców owego wnuka?

Komentarze

  1. Każda matka ,która oddaje dziecko do dziadków - zwłaszcza tak małe - powinna sobie zdać sprawę z dwóch rzeczy :1) Nasi rodzice wychowywali swoje dziecko inaczej. I choćbyś nie wiem jak długą listę dała dziadkom w celu wychowawczym dla Twojego dziecka - oni i tak będą robić po swojemu. Dlaczego? Bo oni już wychowali i ich praktyka jest szeroko bardziej pojęta niż młodego rodzica. Ale niestety wielu młodym rodzicom zdaje się ,że tylko oni mają rację . Błąd. Rady naszych rodziców i metody często są na wagę złota. Ja już dawno schowałam swoją dumę głęboko w kieszeń. Są rzeczy ,które rzeczywiście podejmuje sama - choć decyzja mojej mamy jest inna - ale są rzeczy ,które konsultuje z nią. Dziadkowie są najlepsi na świecie, bo nie tylko rozpieszczają ,ale również wychowują. Ja nie wiem w ogóle skąd się wzięło pojęcie ,że tylko rozpieszczają. Dziadkowie mojego dziecka są również świetnymi nauczycielami i intruktorami nowych zabaw - które moje dziecko nie znało wcześniej. 2). Mój syn też miał etap i ten etap pojawił się szybko - właściwie z dnia na dzień ,że siedzenie w siedzisku i jedzenie w ciszy i spokoju jest nudne. Może Ty po prostu ten etap przegapiłaś?Może dla noworodka - czy kilkumiesięcznego szkraba jedzenie w siedzisku jest czymś ekscytującym ,bo interesuje je wszystko od ściany po podłogę - ale dla każdego szanującego się kilkunastomiesięcznego szkraba - monotonność jest nudna. A to co nudne jest złe. Pozdrawiam.www.mama-nie-z-tego-swiata.blgo.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację i jednocześnie jej nie masz...Ja generalnie jestem zadowolona z układu, jaki mam z teściami. Bawią się z Dzidzią, chodzą na spacery. Kochają ją - to najważniejsze!Chodzi mi tylko o to, że od samego początku ułożyli sobie kalkę. Tzn. według nich Dzidzia wszystko robi tak samo jak ich syn (czyli ojciec Dzidzi). On był niejadkiem i teściowa po prostu nie umiała inaczej karmić, jak zabawiając, rozpraszając. I jak tylko udało jej się rozbawić czymś Dzidzię, łyżeczka leciała do buzi. A to było zupełnie niepotrzebne, bo Dzidzia niejadkiem nie jest. Akurat apetyt ma po mnie :-)Więc masz rację, mówiąc, że bazują na własnym doświadczeniu. I jeśli mają doświadczenie tylko z jednym dzieckiem, to nie potrafią wyobrazić sobie tego, że dzieci mogą się od siebie różnić. Po prostu nie przyjmują tego do wiadomości. Moja siostra ma trójkę dzieci - prawdziwy kalejdoskop osobowości. Obserwując jej rodzinkę, mam niejakie wyobrażenie, jakie zachowania można tolerować i jakie są etapem rozwoju, a jakie są po prostu próbą sprawdzenia, gdzie są granice...

    OdpowiedzUsuń
  3. ja myślę, że to jest trochę tak, że dziadkowie tak naprawdę rozpieszczają wnuki, bo nie muszą zmierzyć się z konsekwencjami owych ustępstw i udogodnień. na dobrą sprawę dzidzia jest dla nich powrotem do młodości i nie muszą z nią spać, czy użerać się od świtu, mają czas żeby się wyspać, wypocząć i potem porządnie porozpieszczać bobasa. Na co rodzice mogą nie mieć siły...

    OdpowiedzUsuń
  4. To ich przywilej. I nie mam nic przeciwko rozpieszczaniu. Ale jeśli podjęli się pomocy przy opiece nad dzieckiem, to dopóki Młoda nie pójdzie do przedszkola, są niestety współodpowiedzialni za jej wychowanie. I nie mogą psuć tego, co z takim trudem udaje nam się z mężem wypracować. Myślę, że kluczem jest szczera rozmowa z dziadkami...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ha! Tak to właśnie jest z tymi dziadkami, że czasem przesadzają... Ale cóż, taki nasz los, że jak chcemy mieć dziecko u dziadków, to trochę trzeba pocierpieć ;) .

    OdpowiedzUsuń
  6. Teraz już minęło trochę czasu. Młoda jest mądrzejsza i już rozróżnia, że inaczej się je z babcią, a inaczej z rodzicami. Ale są czasami próby wprowadzenia jakiegoś elementu zabawowego do posiłku. Jesteśmy jednak konsekwentni i nie reagujemy. Pocieszam się tylko myślą, że teraz jedzenie obiadu dla nas to jest przyjemność, bo Młoda pięknie je, a babcia niestety dalej musi się męczyć, zagadywać, zabawiać...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Szkoła w czasach pandemii

Nauka w domu

Praca z domu - fakty i mity