Kolejka – czy coś się zmieniło?
Minęło już wiele lat od czasu, kiedy doświadczyłam na sobie
uroków bycia w ostatnich tygodniach ciąży. Ostatnio, przy okazji robienia
porządków na blogu, przeglądnęłam moje stare posty i przypomniałam sobie, jak
to kiedyś było… Kiedy byłam w ciąży, kiedy moja córka była niemowlakiem…
Przypomniałam sobie też, co mnie skłaniało do refleksji i do pisania kolejnych
postów tutaj, na tym blogu. Nie wiem, czy zwróciłam uwagę na dzisiejszą
sytuację w kolejce co sklepu dlatego, że przebudzona została moja dusza obserwatora,
czy może był to zbieg okoliczności…
A może po prostu zachowałabym ten obrazek dla siebie, gdyby
nie ten mój nieoczekiwany powrót na „bejbikowego” bloga…
Rzecz się działa w kolejce do jednego ze sklepów w pawilonie
handlowym u mnie na osiedlu. W czasach kwarantanny zakupy stały się dla mnie
jeszcze bardziej stresujące niż zazwyczaj. W normalnych warunkach ich nie
lubię, a co dopiero, kiedy muszę robić je w jednorazowych rękawiczkach (a od
przyszłego tygodnia także w maseczce), mając z tyłu głowy świadomość, co wróci
ze mną do domu – na moim ubraniu, na siatce z zakupami, na opakowaniach
zakupionych produktów.
Stoję więc grzecznie dwa metry od dziewczyny przede mną w
kolejce do drogerii (nie podaję nazwy, bo to jest tu akurat bez znaczenia), a
nieco dalej stoi podobnie „podziurawiony” ogonek do sklepu z ubraniami i gadżetami
do domu. Słońce świeci jak szalone, minęło południe – czyli przyszli ci, którzy
przeczekiwali „godzinę dla seniora” (jak się okazuje nie tylko ja wpadłam na
ten pomysł…) Nagle moją uwagę przykuła awantura. Pani w wieku mocno średnim,
zaczęła pokrzykiwać w stronę kobiety, która weszła do sklepu – jak wynikało z
kontekstu, bez kolejki. Stojące za nią dwie dziewczyny zaczęły protestować i
mówić, że przecież tamta kobieta była w ciąży, więc jej się należy wejście poza
kolejnością. Nie. Pani się uparła. Powiedziała złym tonem, że tak nie może być,
że od tego są zasady, żeby ich przestrzegać. I zdecydowanym ruchem wtargnęła do
sklepu. Dziewczyny z kolejki wymieniły spojrzenia – na wpół ironiczne, na wpół
rozbawione. Jedna z nich powiedziała, że przecież awanturująca się pani mogła
przyjść, jak miała dedykowane sobie dwie godziny. Nikt by jej nie przeszkadzał
w zakupach.
Efekt interwencji pani w mocno średnim wieku był taki, że ze
sklepu została wyproszona w pierwszej kolejności kobieta w ciąży (rzeczywiście
dość już widocznej), a następnie awanturująca się pani. Lekcja wychowawcza jednak
się nie skończyła. Kobieta w ciąży musiała odstać swoje ZA panią, która uczyła
ją dobrych manier i przestrzegania zasad.
Wiecie, mam pewne przemyślenia związane z tym trudnym
czasem, który teraz nastał. Jestem podbudowana postawami pełnymi solidaryzmu
społecznego. Ludzie bezinteresownie sobie pomagają, ludzie na potęgę szyli
maseczki dla szpitali, w Krakowie powstała inicjatywa Corona Ninjas, którzy
rozwożą materiały ochronne po szpitalach… Ale obserwuję też pewne napięcie
społeczne w takich codziennych drobiazgach – na przykład: kiedy każdy chce
szybko zrobić zakupy. Pojawiają się złośliwe komentarze w stylu „Kolejka jest!”
(sama coś takiego usłyszałam tydzień temu przed apteką), pilnowanie swojego
miejsca, czy choćby nieustąpienie pierwszeństwa kobiecie w ciąży. Ale ten
dzisiejszy incydent to nawet nie było nieustąpienie pierwszeństwa. To było
niemalże wyciągnięcie kobiety ze sklepu i pokazanie jej miejsca w szeregu…
Pociesza mnie fakt, że chociaż pani awanturująca się
uczyniła zadość swojej potrzebie naprawiania świata i nauczyła manier niekulturalną
ciężarną (jakby ktoś nie złapał – to była ironia!), dwie dziewczyny z kolejki,
stojące za tą panią, wykazały solidarność z kobietą w ciąży. A to już jest
zmiana w stosunku do tego, czego sama doświadczyłam w kolejkach w ostatnich
miesiącach ciąży… Oczywiście nie mogę wyciągać generalnych wniosków na
podstawie pojedynczej obserwacji. Ale pozwólcie mi się cieszyć maleńkim
kamyczkiem, który mogłam dorzucić do mojego ogródka utopijnej rzeczywistości
;-)
Komentarze
Prześlij komentarz