Nie-perfekcyjna pani domu

Dzisiaj wziął mnie leń. Dopadło mnie straszne zmęczenie - zapewne jakiś udział w tym miała moja córka, która od drugiej w nocy dawała mi nieźle popalić. Nic jej nie dolegało. Po prostu była spragniona towarzystwa. Co tylko zasnęłam na pięć minut, ona się budziła i ćwierkała, żeby do niej przyjść. Dzisiaj chodzę na rzęsach, a w skroniach czuję bardzo nieprzyjemny ból - jakby jakaś opona zaciskała się coraz mocniej wokół czaszki. Mam nadzieję, że to z niewyspania, a nie jakiś atak tajemniczej choroby :-)

Zauważyłam, że im bardziej jestem zmęczona, tym mniej mam siły na "bycie dzielną". Znacie to uczucie? Padasz na pysk, ale co tam! Kolację rodzinie trzeba zrobić, posprzątać, wyprać, wyprasować... A! I jeszcze bądź radosna i pachnij fiołkami dla męża. Takie staramy się być dzielne i jest to stan normalny, za który nikt przecież dziękować nie musi.

Ale dzisiaj nie jestem dzielna. Dzisiaj mam lenia. Jestem potwornie nie-perfekcyjną panią domu. Przypomniał mi się tekst brytyjskiej PPD, Anthei Turner (pozwolicie, że pominę milczeniem naszą polską naśladowczynię...): Najpierw wykonaj wszystkie obowiązki domowe, a potem możesz leniuchować w ciszy, spokoju i porządku. Jakoś tak to leciało... Gdzieś tam w tyle głowy zakodowało mi się takie podejście i rzeczywiście zauważyłam, że błogie lenistwo jest dużo przyjemniejsze, jeśli wcześniej odwalę całą tę domową robotę.

Tyle że dzisiaj nie miałam ani siły, ani ochoty na domowe porządki. Tak jak przy piątej próbie Młodej poderwania mnie w nocy z łóżka stwierdziłam z niepokojem, że nie ma takiej siły na świecie, która mnie zmusi do podniesienia głowy z poduszki. Mięśnie odmówiły posłuszeństwa, a głowa ważyła chyba dwie tony. Co ja tam sobie myślałam? Nie ma siły? Może i nie ma, ale głowę jednak podniosłam. Jakim cudem? Bo jestem "dzielna" :-)

Teraz przyznam się, że mimo mojego lenia, coś jednak w domu zrobiłam. Zaczęło się od prania, bo trafiła się ładna pogoda i nie wiadomo na jak długo. Za rozsądna jestem chyba na leniuchowanie. Pewnie prędzej czy później padnę przy takim podejściu... I tylko ogarnia mnie takie zniechęcenie, że ciągle jest coś do zrobienia. Beznadziejna sprawa, zupełnie jak z hydrą - co odrąbię jakąś głowę, wyrastają dwie albo trzy kolejne.

Pewnie jak się wyśpię, trochę bardziej optymistycznie podejdę do tego zagadnienia. Zrobię sobie jakiś plan porządków i poproszę ładnie męża o jego realizację :-)

No, zmykam. Zaraz wraca Młoda i muszę pożegnać się z leniem. Na dobre. Przynajmniej do czasu aż Młoda nie zaśnie. Oby spała do rana bez przerywników! :-)

Komentarze

  1. Ha, znam ten ból. Ja teraz w domu na wakacjach i niby na mnie spadają obowiazki... ale masakra, leń czasem dopada każdego ;).

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Szkoła w czasach pandemii

Nauka w domu

Praca z domu - fakty i mity