Co z tymi zabawkami?

Zastanawiam się, czy zabawkowy zawrót głowy dotyczy teraz każdej rodziny, czy to tylko ja jestem jakaś przewrażliwiona? Już wyjaśniam, o co mi chodzi.

Jako szczęśliwy posiadacz mieszkania (na spółkę z bankiem, oczywiście) cenię sobie tę naszą przestrzeń i staram się, żeby wszystko się w niej pomieściło. Wraz z pojawieniem się w naszej rodzinie Maleństwa musieliśmy wznieść się na wyżyny kreatywności, aby dostosować dom do warunków niezbędnych do pielęgnacji, rozwoju, zabawy - słowem: życia! - naszego dziecka. Trochę już pisałam o tych naszych pomysłach - jak ktoś chce, zapraszam do lektury w dziale "Domowe pielesze"...

Minęły dwa lata, od kiedy jesteśmy rodzicami... A ja zauważyłam, że przestrzeń życiowa zaczęła się niebezpiecznie kurczyć. Z powodu zarastania zabawkami...

Ja wiem, że do dziecka nie chodzi się z pustymi rękami (ktoś to wymyślił... nie wiem, czy to dotyczy tylko polskiej kultury, czy jest to zwyczaj międzynarodowy...). Zdaję sobie też sprawę z tego, że najprościej kupić dziecku zabawkę, bo z ubraniem można nie trafić w rozmiar albo gust... A z zabawki maluch zawsze się ucieszy. Wiadomo więc, co nasze dziecko dostanie przy kolejnej wizycie znajomych czy krewnych...

No i przychodzi taki dzień w życiu człowieka, kiedy przestaje mieścić się we własnym domu. Czy też w mieszkaniu...

Ale zaraz! Czy aby na pewno naszemu dziecku potrzebne są te wszystkie zabawki? Pomyślmy... Grzechotki... Jaki dwulatek bawi się grzechotkami? Hehe, raczej żaden. Gryzaki... Bez komentarza! Lalki, którym brakuje kończyn? Pół biedy, kiedy te kończyny się gdzieś znajdą i można to i owo przykleić. Te, które miały mniej szczęścia, trafią niestety do kosza.

Jak się człowiek zastanowi chwilę, to może dojść do imponująco rozsądnych wniosków. Podkreślam istotny element poprzedniego zdania: "ZASTANOWI CHWILĘ" - trzeba ją najpierw wykroić z planu dnia. Prawdopodobnie odbędzie się to kosztem relaksu lub snu, ale wysiłek się opłaci. Łatwiej będzie zabawkowy bałagan wepchnąć do pudełek, bo po prostu tych zabawek zrobi się mniej!

Jeszcze jeden fortel przychodzi mi do głowy. I zaznaczam - nie odkrywam tu żadnej Ameryki! Jak nie wiemy, czy nasze dziecko jeszcze chce się bawić jakąś zabawką (samochodzikiem, klockami, domkiem itp.), schowajmy ją na jakiś czas w miejscu niedostępnym, a po np. miesiącu pozwólmy naszemu maluchowi "przypadkiem" dokonać odkrycia :-) Zaoszczędzimy sporo pieniędzy, bo przestaniemy je wydawać na nowe zabawki, a jednocześnie nasza pociecha nie znudzi się tym samym zestawem zabawek każdego dnia...

Tyle na dzisiaj.

Dobranoc!

Komentarze

  1. U nas ten sam problem ;). W piwnicy są już dwie reklamówki z zabawkami po selekcji. Chyba tak już jest, że dzieciak zabawki gromadzi. A to wujek, ciocia, dziadek z babcią kupią. A tu potem góra rośnie i rośnie. Cóż zrobić - jedynie co jakiś czas selektywnie w reklamówkę i do piwnicy ;).

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Szkoła w czasach pandemii

Nauka w domu

Praca z domu - fakty i mity