Wakacje z maluszkiem

Wiem, że miało być o rzeczach niepotrzebnych, ale postanowiłam wtrącić coś bardziej na bieżąco. Właśnie wróciłam z wczasów z maluszkiem i mam tyle zebranych doświadczeń, że chyba pęknę z nadmiaru wrażeń :-))

Przede wszystkim mały komentarz do poprzedniego postu nt. rzeczy niekoniecznie potrzebnych. W ostatnim punkcie napisałam o łóżeczku turystycznym, które przez ostatni rok nazbierało trochę kurzu w mieszkaniu moich teściów. Zakupiliśmy to łóżeczko z myślą o wyjazdach na weekendy do moich rodziców. Ale po jakimś czasie sprawili oni wnuczce normalne drewniane łóżeczko i okazało się nagle, że "wtopiliśmy" kasę, kupując niepotrzebny gadżet.

Po jakimś czasie znaleźliśmy nowe zastosowanie dla łóżeczka turystycznego. Ja wracałam do pracy, a dzidzią mieli zająć się moi teściowie. Nie chcieliśmy zagracać ich mieszkania, więc łóżeczko turystyczne wydawało się idealnym rozwiązaniem. Tyle że nie chciało się dziadkom kombinować ze składaniem go na weekendy i rozkładaniem w poniedziałki. Więc spakowali gadżet, a przed- i popołudniowe drzemki załatwiali w wózku.

Ale teraz NARESZCIE łóżeczko się przydało. W bagażniku zajęło stosunkowo mało miejsca, a Młoda miała gdzie spać. Odkryła przy okazji, że ma tam przyciski od światełka i kołysanek, więc przy rytuale usypiania było trochę dodatkowej rozrywki.

Wyjazd był o tyle przełomowy, że Młoda zaczęła już samodzielnie chodzić. Ba! Zaczęła biegać. Zrobiła się w ogóle jakaś szalenie odważna i zaczyna szukać guza (najlepsza rozrywka to zwisanie głową w dół z oparcia kanapy albo bieganie nad krawędzią...). Wiem, że taka jest kolej rzeczy i trudno wymagać od dziecka, żeby siedziało w jednym miejscu i nie sprawdzało, jak działa świat. Ale z drugiej strony zauważyłam u siebie permanentnie podniesione ciśnienie :-))

Tyle na gorąco! Lecę się rozpakowywać. Właściwie Młoda załatwiła za mnie połowę roboty, bo po prostu wywaliła zawartość walizek na podłogę. Śmiejemy się, że mobilizuje do pracy. Coś w tym jest...

Komentarze

  1. Wakacje z dzieckiem nie należą do najłatwiejszych ale jak się uda, lepiej przed wyjazdem sprawdzić dwa razy czy aby na pewno niczego nie brakuje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzeba wziąć pod uwagę, co będzie można kupić na miejscu. Jeśli nie jedziemy na jakieś kompletne odludzie, wszystko (prawdopodobnie!) będzie można kupić na miejscu w razie potrzeby. My mieliśmy wtedy Młodą na Bebilonie Pepti i skupialiśmy się na tym, żeby wziąć ze sobą odpowiednią ilość mleka. Moja siostra powiedziała mi wtedy, że nie jedziemy do głuszy i jeśli czegoś zapomnimy, to się kupi. Takie postawienie sprawy pomaga trochę opanować nerwy przy pakowaniu.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Szkoła w czasach pandemii

Nauka w domu

Praca z domu - fakty i mity