Mobilność

Ostatnio kompletnie nie miałam czasu na pisanie. W pracy urwanie głowy... A zresztą nie ośmieliłabym się chyba wykorzystywać czasu w biurze do pisania tekstów na bloga. Jakoś mi to nie siedzi w osobistym kodeksie moralnym :-)

A w domu mam urwanie wszystkiego, co pozostaje po urwanej uprzednio głowie. Dzidzia robi się mobilna i w związku z tym dotychczasowe prace domowe musimy pomnożyć razy cztery co najmniej.

Kilka dni temu byłyśmy z Dzidzią u lekarza. Szczera rozmowa z pediatrą i utwierdziłam się w przekonaniu, że nie należy stymulować tak małego dziecka do chodzenia. Niestety sprawa jest o tyle skomplikowana, że dziadkowie już zapoznali Dzidzię z urokami postawy dwunożnej i moje sprytne dziecko nie życzy sobie raczkować. Drudzy dziadkowie zrobili jeszcze lepiej, bo sprawili Dzidzi chodzik. A nam definitywnie ręce opadły... Nawiązuję tu nieśmiało do poprzedniego posta...

Jak teraz zachęcić dziecko do raczkowania, skoro pozostawione na środku dywanu głośno daje do zrozumienia strasznym rodzicom, że woli chodzić na dwóch nogach? Jesteśmy jednak nieugięci. Tyle się nasłuchałam o rehabilitacjach małych dzieci, którym biodra pokrzywiły się wskutek zbyt wczesnego chodzenia, że wolę dmuchać na zimne. Nasza konsekwencja powoli przynosi efekty i Dzidzia nieśmiało zaczyna przemieszczać się na czworakach.

Coraz częściej łapię się na tym, że ostatnio nasze wychowawcze wysiłki skupiają się nie na dziecku, tylko na naszych rodzicach. Ogromnie jesteśmy im wdzięczni za wsparcie i opiekę nad Dzidzią. Ale włos mi się jeży, do czego mogą doprowadzić ich dobre chęci...

Przy okazji nawiążę do komentarza Mamy Jana. Zdaję sobie sprawę z tego, że nasi rodzice są bardziej doświadczeni w wychowywaniu dzieci niż my jesteśmy z mężem. Jednak parę rzeczy się zmieniło. My nie wychowywaliśmy się otoczeni telewizją i komputerami. Teraz pokus jest więcej. I łatwiej też zająć czymś dziecko, żeby mieć chwilę wytchnienia. A ja bym np. chciała, żeby moje dziecko najpierw poznało bajki z opowieści, z książki niż z telewizji. Do dziś pamiętam fragment filmu, w którym bohaterka pyta swoją przyszłą przyrodnią siostrę: "Oglądałaś 'Kopciuszka'?" Hmmm... Najpierw przeczytałam. Ale to tylko przykład jak wychowuje się teraz pokolenie Neostrady. Jedyne książki, które taki młody przeczyta teraz to "Harry Potter" albo saga "Zmierzch". A to i tak po obejrzeniu filmu w pierwszej kolejności...

Ech, nieposkładany ten tekst dzisiaj. Ale Dzidzia właśnie ucina sobie półgodzinną drzemkę i nie miałam czasu na ogarnięcie tematu, tylko wylałam żale. Przepraszam za to.

Komentarze

  1. Od tego blog, żeby czasem trochę powylewać ;). A z dzieciakami to już tak jest. My przeszliśmy zapalenie stawu biodrowego, wizytę w szpitalu i takie tam. Na szczęście już ok. Nie jest dobrze, gdy dzieciak za szybko zaczyna stawać, a chodziki to już w ogóle wierutne zło, krzywiące nogi, stópki... Szymon chodzika nie miał, ograniczyliśmy się do autka - podpórki, ale to już i tak wtedy, gdy zacząć chodzić mógł ;).

    OdpowiedzUsuń
  2. No, ja widziałam dzieci z zapaleniem stawu biodrowego. Jak byłam w szpitalu z Dzidzią (miała dwa tygodnie), to była taka czteromiesięczna dziewczynka, na którą nie działały kolejne antybiotyki. W końcu zagipsowali ją od pasa w dół w pozycji "na żabkę" z otworem strategicznym na pieluchę. Koszmar...
    A chodzik zafoliowany leży w piwnicy - raz tylko był w użytku, żeby dziadkom zrobić przyjemność... Ale nie przyjął się :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Szkoła w czasach pandemii

Nauka w domu

Praca z domu - fakty i mity