Chorobowe

Kto nie ma dzieci, ten nie zrozumie. Kto ma – wie doskonale, o czym mówię. Bo kto nie był zmuszony wziąć choć raz opieki nad chorym dzieckiem…

Punkt widzenia osób nie-dzieciatych: „no i znowu na chorobowym!”, „co to dziecko tak ciągle mu/jej choruje?”, „może by zmienił/a lekarza?”, „może coś nie tak z tym dzieckiem?” etc.
Punkt widzenia osób dzieciatych: „znowu będą się wściekać w pracy”.

Ale co tu robić, kiedy z nosa się leje, gardło czerwone, gorączka średnio po 38 stopni, a w przedszkolu co drugie dziecko wydaje z siebie charkot gruźlika. Kiedy to się stało, że przeciętny rodzic ma wyrzuty sumienia, bo podejmuje jedyną możliwą decyzję, czyli zostaje z dzieckiem w domu?

To, o czym piszę, nie dotyczy sytuacji na rynku pracy. Bo nie chodzi mi tutaj o niepewność zatrudnienia i konieczność wykazania się przed pracodawcą pełną dyspozycyjnością. Chodzi mi o podejście współpracowników, którzy muszą zastąpić w pracy kolegę lub koleżankę biorących opiekę nad chorym dzieckiem. Wiadomo, jest wtedy więcej obowiązków, a tego chyba nikt nie lubi. Ale komentarze, które przytoczyłam powyżej, to chyba już lekka przesada. Szczególnie, że świadomość, iż takie słowa kiedyś już padły, wpływa później na dylematy rodzica czy zostać z chorym dzieckiem, czy się powiesić. Przecież to w ogóle nie powinno być tematem rozmyślań!

Pocieszające jest to, że kiedyś ci nie-dzieciaci zostaną rodzicami i zrozumieją. A do tego czasu trzeba zacisnąć zęby i powtarzać sobie jak mantrę: zdrowie naszego dziecka jest najważniejsze.

Ciekawa jestem, czy problem jest globalny, czy kilka osób z mojego najbliższego otoczenia stanowi jakiś patologiczny przypadek. Jeśli macie jakieś przemyślenia na ten temat – przy obecnej zimie (która z zimą ma niewiele wspólnego…) myślę, że temat chorób dzieci jest aktualny u większości odwiedzających mojego bloga… - to zapraszam do dyskusji! Może rozwinę wątek w następnych postach.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szkoła w czasach pandemii

Nauka w domu

Praca z domu - fakty i mity