Straszenie dzieci

Wróciłam.
Bardzo długo mnie nie było, przyznaję. Pokomplikowało mi się trochę życie i nie złapałam w porę zakrętu. A wiele się działo... Wyszłam chyba na prostą i mam nadzieję, że zasypię Was teraz różnymi postami.

Na początek podzielę się z Wami przemyśleniami, które ostatnio najbardziej zaprzątały mi głowę. Od razu uprzedzam, że będę pisać pod wpływem emocji, bo temat jest gorący. Straszenie Młodej postawiło mnie w stan najwyższej gotowości - mój instynkt opiekuńczy został obudzony i będę mojego dziecka bronić jak lwica!

Emocje, emocjami, ale spróbuję Wam nakreślić sytuację.

Młoda wkroczyła w trudny okres rozwoju, zwany powszechnie buntem dwulatka. I tak wydaje mi się, że u naszej córki przebiega on całkiem łagodnie, bo nawet najgorsze wyskoki są w granicach tolerancji (ale już może prędzej zrozumiecie, skąd wzięła się moja dwumiesięczna nieobecność na blogu).

I teraz wychodzą na światło dzienne kolejne zalety naszych metod wychowawczych, bo - przykładowo - jakoś potrafimy wyperswadować Młodej jej ochotę do super zabawy akurat na minutę przed wyjściem z domu. Ona po prostu wie, że mówimy serio, że wychodzimy za chwilę. A u dziadków jest "troszkę" nieposłuszna. Jak więc zmusić ją do ubrania się, kiedy ona nie ma na to ochoty? Niestety... Wybrali najgorzej... Żeby nad nią zapanować, zaczęli ją straszyć.

Efekt? Naszemu dziecku, które już bardzo ładnie radziło sobie bez pieluch (odpieluchowaniu poświęcę osobny post), nagle zaczęły się wpadki. Co więcej, po takiej wpadce Młoda usłyszała ostatnio, że nie przyjdzie do niej Mikołaj z prezentem, bo się zsiusiała na podłogę. Dwuipółletniemu dziecku zdarzają się jeszcze wypadki, czyż nie? Jak można tak powiedzieć?!

Nie będę już opowiadać, ile czasu zajęło nam przekonanie córki, że jest grzeczna i zsiusianie się na podłogę nie jest powodem, dla którego Mikołaj miałby do niej nie przyjść.

Pogadankę na temat straszenia odbyliśmy już z dziadkami jakiś czas temu, kiedy tylko takie akcje zaczęły się pojawiać. Bez skutku. Ja już nie mam pomysłu, jak inaczej ochronić moje dziecko, które najwyraźniej mocno sobie te historie bierze do serca i potem to przeżywa.

Kiedyś miałam do czynienia z traumą moich siostrzeńców, którzy zostali nastraszeni opowieściami o jakimś stworze. Najpierw ścisnęło nam serca na widok przerażonych oczu dzieci, które opowiadały, co miało ich porwać za to, że byli niegrzeczni. Potem opracowałyśmy z siostrą historię o bohaterskiej babci, która wygoniła stwora daleko do lasu. Opowiadałyśmy to do znudzenia przez kilka tygodni, potem dzieci same zaczęły sobie to powtarzać jak mantrę. I udało się pokonać te lęki. Ale wymagało to ogromnego wysiłku intelektualnego, empatii i wytrwałości.

A czy nie lepiej po prostu nie straszyć dzieci?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szkoła w czasach pandemii

Nauka w domu

Praca z domu - fakty i mity