Niedepresja poporodowa

Dzisiejszy post zatytułowałam trochę przekornie. Nie chcę pisać o depresji poporodowej, o której napisano wiele książek i która powinna być leczona przez specjalistę. Chcę napisać o spadku nastroju, który trafia się każdej świeżo upieczonej mamie.

Wszystko zaczyna się, kiedy opadną pierwsze emocje związane z porodem, przyjściem na świat cudownego dzidziusia i powrotem do domu. Zaczyna się życie rodzica: matki i ojca. Codziennie ten sam rytm dnia, bo to najważniejsze dla poczucia bezpieczeństwa noworodka, a potem niemowlęcia. Nie myślimy o tym, że ta rutyna w końcu zacznie nas zabijać. Powoli i skutecznie. Żaden rodzic nie myśli o sobie. Świat kręci się wokół dziecka.

No i przychodzi ten dzień, kiedy spoglądamy w lustro i opadają nam łuski z oczu. Czasami "troskliwy" tatuś przypomni o lustrze - szczególnie, kiedy mamusia starannie unika oglądania swojego oblicza. Nagle zaczynamy widzieć, że mamy za szerokie biodra, brzuch sflaczały i obwisły, rozstępy biją po oczach, wory pod oczami nie znikają od tygodni...

I przychodzi dół, nazywany też depresją, choć z medycznego punktu widzenia nią nie jest. Zdołowanie następuje tym szybciej im bardziej ze zmęczenia chodzimy na rzęsach i marzymy o porządnym wyspaniu się. Zamiast zabrać się za siebie, najczęściej wykorzystujemy wolną chwilę (jeśli - powtarzam: JEŚLI! - już się jakaś nadarzy) na sen. Zaniedbanie narasta, a z nim nasz dół. I koło się zamyka.

Może trochę przerysowałam obraz zdołowanej mamy... A może każda z nas trochę siebie demonizuje, bo trudno się odnaleźć w nowym ciele, które wcale tak szybko nie wraca na stanu wyjściowego.

Z "niedepresją" poporodową należy walczyć. Wbrew słabnącym siłom. Ja najpierw zaakceptowałam zmiany (a nie było to łatwe), po czym zaczęłam je likwidować. Zorganizowałam sobie w szafie jedną półkę, na której ułożyłam kilka moich ulubionych ciuchów sprzed ciąży. Wciąż nie zbliżam się nawet do dawnego rozmiaru, ale mam wyznaczony cel i konsekwentnie do niego zdążam. Przyjemnym elementem walki o siebie jest wsparcie męża (o ile nas wspiera...) i usprawiedliwienie dla wydatków, które wydają się niepotrzebne: fryzjer, nowe ciuchy, kosmetyki... Trzeba sobie poprawiać humor jak tylko się da i ostatecznie pokonać niedepresję.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szkoła w czasach pandemii

Nauka w domu

Praca z domu - fakty i mity