Koniec roku - czas podsumowań

Zapewne nie jestem oryginalna, mówiąc, że ostatniego dnia roku dokonuję niewielkiego podsumowania ostatnich 365 (w tym roku: 366 dni). Ot, taki szybki rzut oka na nieodległą przeszłość...

Od 19 miesięcy moje życie kręci się według kalendarza (nie, nie Majów!) rozwoju mojego dziecka. Każdy miesiąc wyznaczony był przez pediatrę, harmonogram rozszerzania diety, kalendarz szczepień... I tak sobie myślę, że ten czas był trochę jakby nie mój. Trudno mi wskazać, gdzie kończyłam się ja jako matka, a zaczynałam się ja jako ja.

To bardzo łatwe: zatracić się w macierzyństwie i zapomnieć o własnym życiu, własnych potrzebach, hobby, ambicjach, przyjemnościach. A im dłużej i im bardziej zatracamy się w rodzicielstwie, tym trudniejsze i bardziej szokujące są powroty do własnego życia. Znam osoby (nie tylko mamy, ale również tatusiów), które przypominają sobie o swoim życiu dopiero po odchowaniu swoich pociech i jest to proces wymuszony przez dzieci, które chcą uniezależnić się od swoich rodziców. I tacy ludzie są bardzo nieszczęśliwi. Nie potrafią już żyć dla siebie samych.

Cały czas staram się łączyć te dwie sfery życia: moją i mojego dziecka. Nie chciałabym stać się matką żyjącą życiem własnego dziecka, kontrolującą i wtrącającą się we wszystko. Cieszę się macierzyństwem, ale staram się nie zapominać o sobie, o mężu, o przyjemnościach czy swoim hobby i pasjach. To naprawdę wyzwanie - znaleźć na to wszystko czas i siłę. Moja znajoma z podobnym stażem macierzyńskim twierdzi, że jest to możliwe tylko wtedy, kiedy podrzuci się dziecko dziadkom na weekend (na przykład). I tęskni za życiem, które kiedyś prowadziła. Zupełnie, jakby dziecko odcięło ją od wszelkich przyjemności życia dorosłego człowieka. Ja natomiast uważam, że po prostu musimy nauczyć się na nowo naszego życia, relaksowania się, organizowania sobie przyjemności - w towarzystwie dziecka. Bo ono już będzie zawsze obecne w naszym życiu.

No i zamiast podsumowania roku wyszło mi podsumowanie całego okresu mojego macierzyństwa. Ale czuję, że nadszedł czas na zakończenie pewnego etapu mojego życia i jakoś staram się ogarnąć i zebrać wszystkie dotychczasowe doświadczenia i przekuć je na pewnego rodzaju mądrość życiową. W końcu człowiek uczy się całe życie, prawda?

Na koniec: życzenia dla wytrwałych Przyjaciół, którzy zaglądają tu do mnie! Niech Nowy Rok będzie dla nas lepszy od poprzedniego! Biorąc pod uwagę, że niedawno przeżyliśmy kolejny koniec świata, powinniśmy z tym większą nadzieją wyczekiwać lepszego jutra :-)

Pozdrawiam,
Matka Polka

Komentarze

  1. Ha, ja już prawie zapomniałem, co to znaczy "mieć czas dla siebie". Do niedawna gdy wreszcie Szymek zasypiał, robiliśmy wielkie "ufff" i mieliśmy czas dla siebie, będąc tak zmęczonym, że zwykle szliśmy spać. Ostatnio Szymek daje nam półtora, dwie godziny i wymaga ode mnie trzymania na rękach, więc najzwyczajniej doba jest za krótka na to, by znalazł się w niej czas dla siebie. Ostatnio jest za krótka nawet na to, żeby się wyspać...

    OdpowiedzUsuń
  2. Doskonale to rozumiem. Też marzę o wyspaniu - szczególnie po wczoraj, kiedy przez fajerwerki zrobiła nam się przerwa w spaniu od 23ej do 2ej w nocy. A pobudka normalnie o szóstej - zupełnie jakby nigdy nic...
    Wiadomo, wszyscy "padamy na pysk". Ale musimy znajdować choć chwilę w tygodniu, która będzie egoistycznie wykorzystana przez nas na nasz własny użytek. Bo zamiast cieszyć się rodzicielstwem, zaczniemy liczyć czas od jednej chwili snu naszego dziecka do następnej - i życie nam minie nie wiadomo kiedy...

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurka, to ja już tak mam, że czekam tylko, aż zaśnie...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Szkoła w czasach pandemii

Nauka w domu

Praca z domu - fakty i mity