Książki – to się opłaca
Pamiętacie, kiedy pisałam o
czytaniu dziecku książek?
Od tamtej pory minęło trochę czasu (prawie pięć lat!) i mogę się dzisiaj z Wami
podzielić refleksją, że było warto!
Do napisania tego posta zainspirowała
mnie historia, którą jakiś miesiąc temu ktoś nagłośnił (jakiś portal wyciągnął
sensację z Facebooka). A dotyczyła ona tatusia, który czyta dziecku książkę podczas
jazdy MPK. No cóż… Ja też spotykam w MPK jakiegoś tatusia, który czyta swojej trzyletniej
(na oko) córeczce. Ja sama czytam córce w MPK. Sadzam ją sobie na kolanach
(zajmujemy wtedy mniej miejsca i ktoś może sobie usiąść) i czytam do ucha.
Przeczytałyśmy tak cały cykl „Opowieści
z Narnii” – wszystkie siedem części. Czytujemy opowiadania o Bolku i Lolku, baśnie
Andersena, „Wesołe historie” Ewy Szelburg-Zarembiny, a ostatnio zaczytywałyśmy
kilka razy z rzędu pierwszy odcinek „Miraculum: Biedronka i Czarny Kot”, bo
opowiadania na podstawie odcinków zaczęły wychodzić w wersji książkowej. Oczywiście
do MPK biorę książki w wydaniu kieszonkowym. Nie wyobrażam sobie jazdy z księgą
z baśniami Andersena…
Kiedy jesteśmy u moich rodziców, czytamy
też bajki słowackie, które zebrał w XIX w. Paweł Dobšinský. W wydaniu, które
posiadamy, praktycznie nie ma obrazków. Za to jest ze trzydzieści bajek. W większości
znalazłoby się sporo podobieństw do baśni spisanych przez Braci Grimm czy Charlesa
Perraulta. Wychodzi na to, że podawane z pokolenia na pokolenie baśnie ludowe w
wielu krajach były bardzo podobne do siebie.
Czytanie na dobranoc jest naszym
zwyczajem, ale też nagrodą. Bywają wieczory, kiedy moje tryskające energią
dziecko traci wszelkie siły witalne na hasło „mycie zębów” albo „przebieranie”.
Nagle jakby ktoś odciął jej zasilanie i pada w sekundę. Najlepiej na środku pokoju.
Obietnica czytania bajki jest jednak bardzo dobrym motywatorem. I udaje się
nakłonić to padnięte biedactwo do ostatniego wysiłku. Jakby ktoś nie wyczytał
między wierszami – to padnięcie to element gry aktorskiej. Bo mamy teraz etap badania,
jak daleko można się posunąć w manipulacji i co da się wynegocjować. O
negocjacjach też kiedyś napiszę, bo jestem teraz specjalistką w tym zakresie.
Ale to zostawię na następny raz.
Zachęcam do czytania naszym
pociechom!
Matka Polka
Komentarze
Prześlij komentarz